Kłopotliwe dzieci

Kłopotliwe dzieci

Jak sprawdzić, czy zwiększenie wydatków na politykę prorodzinną o x% PKB rocznie pomaga zwiększa dzietność o y%? W idealnym świecie przed wydaniem x% PKB rocznie wprowadzilibyśmy (znacznie tańszy) program pilotażowy na małej grupie rodzin, tj. tylko do nich skierowane byłoby wsparcie. Obserwowalibyśmy tę grupę na tle pozostałych przez 35 lat, porównalibyśmy wzorce dzietności i już. Jeżeli rezultaty byłyby zadowalające, to wsiedlibyśmy w wehikuł czasu, cofnęli o 35 lat i program pilotażowy rozszerzyli. Jeżeli rezultaty byłyby niezadowalające … zrobilibyśmy inny eksperyment. A w praktyce?

Ronald Lee (UC Berkeley) w artykule poświęconym dorobkowi noblisty Gary’ego Beckera dzieli naukowców na dwie grupy: tych, którzy tak jak Becker wierzą, że dzietność podlega racjonalnym wyborom, nazywa ekonomistami. Tych którzy analizują historyczne dane o urodzeniach określa mianem demografów i sam staje po ich stronie.

Łatwo zweryfikować, ile w danym roku urodziło się dzieci. Trudniej powiedzieć czy to „dużo”, bo znaczenie ma m.in. liczność roczników w wieku rozrodczym, czyli czy rodzicami zostają urodzeni w niżu, czy w wyżu demograficznym. Ergo: ważna jest liczba kobiet w wieku rozrodczym. Jeśli uwzględnimy jeszcze wymiar wieku potencjalnych matek, sprawdzając, ile średnio urodziły 15, 16, ..., 49-latki, dostaniemy tzw. cząstkowy współczynnik płodności. Otrzymane wyniki wystarczy zsumować by, uzyskać współczynnik dzietności. Ten w 2017 wyniósł 1.45 dziecka na kobietę. Nie wolno jednak używać tej liczby do „zgadywania”, ile dzieci urodzi się za rok, czy pięć z przynajmniej dwóch powodów: koniunktura gospodarcza miesza się z preferencjami co do tego, kiedy w naszym cyklu życia mają się pojawić dzieci.

Po pierwsze, cykl koniunkturalny silnie wpływa na to, kiedy rodziny decydują się na dzieci. Shoumitro Chatterjee i Tom Vogl (obaj z Princeton) przeanalizowali dane o 2.3 milionie kobiet z 81 krajów. Jeden punkt procentowy wzrostu PKB przekłada się na liczbę urodzeń wyższą o średnio 0.8%. Nie chodzi jednak o większą liczbę dzieci ostatecznie w danej rodzinie, lecz o moment w którym one się pojawiają. W badaniu pokazano, że procykliczność jest napędzana przez wzorce dzietności kobiet raczej słabiej wykształconych, które silniej zwiększają liczbę urodzin w okresie bumu gospodarczego: rola zarobków i tzw. „ograniczenia budżetowego” jest istotna. W przypadku Polski, z uwagi na przyrost PKB o 4.6% między 2016 a 2017 rokiem, powinniśmy spodziewać się wzrostu liczby urodzeń z 382 tys. do 396 tys., nawet bez żadnej ingerencji w dzietność.

O ile sam cykl koniunkturalny wpływa na rozłożenie decyzji o posiadaniu dzieci w czasie, a nie na zrealizowaną dzietność danego rocznika potencjalnych rodziców to poważny kryzys ekonomiczny może już zmieniać samą dzietność. Jeśli np. planowane drugie dziecko akurat „wypada” w momencie dziesięcioletniego kryzysu, ten plan może nigdy nie być zrealizowany. Potwierdzają to badania Larry’ego Jones’a (Minnesota) i Alice Schoonbroodt (Iowa), którzy przeanalizowali wzorce dzietności w USA w czasie kryzysu lat 1930-tych. Podobne wyniki potwierdził Tomas Sobotka (Leibniz-Institut) dla krajów postsocjalistycznych. Daniel Schneider (Berkeley) argumentuje, że globalny kryzys finansowy po 2007 roku będzie miał podobne skutki, zmniejszając trwale dzietność.

Nie tylko kryzysy mogą przesuwać moment posiadania dzieci w cyklu życia. Rosja była jednym z pierwszych krajów, w których dzietność spadła poniżej zastępowalności pokoleń. Polityka prorodzinna uległa nasileniu w 2007 roku. Rozbudowano urlop rodzicielski oraz wprowadzono tzw. kapitał macierzyński, czyli jednorazowy transfer powiązany z urodzeniem drugiego i kolejnego dziecka wynoszący ok. 12 tys. dolarów, czyli ponad 18-krotnośc średniego wynagrodzenia w Rosji. Tomas Frejka (Max Planck Institute) i Sergei Zakharov (Higher School of Economics w Moskwie) sprawdzili jaki wpływ reforma miała na dzietności. Współczynnik dzietności w pierwszym roku działania reformy wzrósł o 11%, lecz wskaźnik ten słabł wraz z upływem czasu: wiele par zareagowało na zachęty przyspieszając realizację planowanej dzietności, a nie zwiększając całkowitą liczbę posiadanych dzieci. Frejka i Zakharov pokazali, że kohorty objęte reformą (wciąż w wieku rozrodczym), sumarycznie nie rodziły więcej niż te, które gigantycznych transferów nie dostały (bo opuściły już wiek rozrodczy).

Cała ta literatura – dostępna przed wprowadzeniem programu 500+ w Polsce – wskazuje na kilka podstawowych wniosków. Przyglądając się dzietności w 2017 czy 2018 roku przez pryzmat skuteczności bądź nieskuteczności transferów 500+ trzeba pamiętać o dwóch sprawach. Po pierwsze: dzietność jest cykliczna. Jeśli na raz obserwujemy wzrost wynagrodzeń, spadek bezrobocia i wzrost transferów bezpośrednich dla rodzin trudno wyłuskać „efekt” tego ostatniego. Po drugie, transfery takie jak 500+ mogą zarówno przesunąć w czasie decyzję o dziecku, jak i potencjalnie zwiększyć preferowaną liczbę dzieci. By ocenić który efekt dominuje, trzeba poczekać na dane o zrealizowanej dzietności kolejnych roczników. Kłopot w tym, że nawet gdy już doczekamy, to efekt 500+ będzie trudno zmierzyć, bo naturalna grupa kontrolna – kohorty bez 500+ -w dużym stopniu były dotknięte transformacją systemową lub globalnym kryzysem finansowym po 2007 roku. Czy 400 tys. dzieci to wyjątkowo dużo, czy tylko więcej niż rok temu nie policzymy dobrze jeszcze przez bardzo długo, a może nigdy....

Tags: 
Tłoczone z danych