Czy protesty działają?
Felerny, mijający rok, oprócz pandemii koronawirusa będzie kojarzył się historykom przyszłości z masowymi protestami. Wielomiesięczne zamieszki po śmierci George’a Floyd’a w USA prawdopodobnie pomogły wygrać wybory Joe Bidenowi. Z kolei na Białorusi, prodemokratyczne protesty wymierzone w reżim Łukaszenki mimo braku doraźnych efektów wciąż trwają. Podobnie wygląda sytuacja rodzimego Strajku Kobiet, którego protesty wydają się nie mieć rozwiązania od kilku miesięcy. Pojawia się pytanie o skuteczność protestów: czy taka forma aktywności obywatelskiej rzeczywiście „działa”? A jeśli tak, to w jaki sposób?
Intuicyjnie, demonstracje powinny działać jak „czerwona kartka” skierowana ku rządzącym. Daron Acemoglu (Uniwersytet Harvarda) wraz z kolegami dostarczyli pośrednich dowodów na tę teorię, badając protesty w Egipcie. Podczas Arabskiej wiosny, władzę sprawowali tam na przemian autokrata Mubarak, junta wojskowa i Islamiści, z którymi powiązane były różne spółki giełdowe. Większe protesty w centrum Kairu korelowały z niższą wyceną spółek z koneksjami politycznymi w stosunku do spółek bez takich powiązań. Co istotne, korelacja ta miała miejsce, niezależnie od tego kto akurat sprawował władzę. Ponieważ inwestorzy kierują się w wycenie głównie potencjalnym zyskiem, według autorów niższa wycena mówi nam, że protesty zwiększają ryzyko utraty władzy i dlatego obniżają rynkową wycenę spółek powiązanych z rządzącymi.
Mamy również bezpośrednie dowody na skutki masowych demonstracji w rozwiniętych demokracjach. Andreas Madestam (Uniwersytet w Sztokholmie) wraz ze współautorami opracowali quasi-eksperymentalną metodę, pozwalającą wyciągnąć wnioski o skutkach (a nie tylko korelatach) protestów. Wykorzystali do tego celu… opady atmosferyczne. Ponieważ natura nie angażuje się często w politykę, deszcz działa prawie jak losowe przyporządkowanie obserwacji do grupy eksperymentalnej i grupy kontrolnej. Takie badanie naśladuje metodę badań klinicznych, które wykorzystuje się w celu oceny działania środków farmakologicznych.
Okazuję się, że nawet w obliczu protestów, wybrani politycy nie zmieniają łatwo zdania. W swoim badaniu Madestam i koledzy wzięli pod lupę protesty amerykańskiego ruchu “Partii Herbacianej” z 2009 roku. Demonstracje te miały konserwatywno-libertariański charakter, potencjalnie przesuwając okno politycznego dyskursu w prawo. I chociaż politycy z hrabstw ogarniętych większymi protestami głosowali średnio bardziej konserwatywnie nawet półtora roku po protestach, zmiana w ich poglądach była stosunkowo niewielka.
Jednak sygnał wysyłany urzędującym politykom nie jest jedynym efektem protestów - równie ważny jest wpływ na elektorat. To tutaj ujawnia się prawdziwa siła demonstracji. W hrabstwach, w których nie padało podczas fali protestów 2009 roku (a lokalne manifestacje były większe), liczba osób popierająca postulaty “Tea Party” była średnio o 45% większa. Warto podkreślić długoterminowy wymiar oddziaływania protestów - wpływ demonstracji na polityków oraz elektorat nie osłabł znacznie od kwietnia 2009 roku do końca 2010 roku. Ta długotrwała zmiana preferencji elektoratu wpłynęła na następne wybory. Jak obliczyli autorzy, wzrost odsetki protestujących w danym hrabstwie o 1 p.p. zwiększył udział populacji hrabstwa głosujących zgodnie z agendą demonstracji o 12 p.p.
W jaki sposób doszło do tak dużej zmiany w preferencjach elektoratu? Jak argumentują autorzy, protestom udało się zaktywizować szerokie grupy społeczne. Konserwatyści wzmocnili siłę swoich przekonań na protestach i przeprowadzili skuteczną agitację nieprzekonanych. Oprócz tego, struktury ruchu “Partii Herbacianej” zyskały dzięki protestom dodatkowe zaplecze kadrowo-finansowe, zwiększając swój potencjał agitacyjny. Datki dla ruchu dzięki większym protestom wzrosły o 16% w 2009 roku, a liczba organizatorów na protestach w kwietniu 2010 roku wzrosła o 13%.
Jaki obraz kreują przytoczone badania? Choć czasem protesty potrafią przerodzić się w prawdziwą rewolucję, nie wyczerpuje to ich potencjalnych skutków. Nawet gdy masowe demonstracje nie wywołują bezpośredniej reakcji decydentów, mają one potencjał silnego wpływu na preferencje medianowego wyborcy. W rozwiniętych demokracjach taka zmiana poglądów powinna doprowadzić do odsunięcia nie-kooperujących polityków w następnych wyborach. Pozostaje pytanie jak rozwinięta jest nasza demokracja.
GRAPE|Tłoczone z danych dla Dziennika Gazety Prawnej, 5 lutego 2021 r.