Czy warto płacić za 3600 miejsc pracy?

Czy warto płacić za 3600 miejsc pracy?

No i znów dyskusja narodowa: czy należało, czy nie należało walczyć o ulokowanie w Polsce fabryki Jaguara. Nikt nie zna danych (warunki oferty i korzyści z fabryki) ani kryteriów rządu (hm ...), ale dyskusja trwa w najlepsze i każdy ma pogląd.

My nie mamy poglądu, ale chcieliśmy zwrócić uwagę na pewien istotny a pomijany w dyskusjach na ten konkretny temat aspekt, bo odbija się on czkawką w innych dyskusjach: o płacach. Przemysł samochodowy w Polsce, gdy mierzyć efektywność pracy tradycyjnymi wskaźnikami (tempo, liczba uchybień, liczba zmarnowanych części, itp) cieszy się doskonałą renomą. To co prawda dane strzeżone pilnie przez poszczególne firmy, ale gdy czasem uda się zobaczyć zestawienia faktycznie porównujących efektywność pracy, zazwyczaj fabryki ulokowane w Polsce są w czołówce w swoich markach. No właśnie, w swoich markach...

Bo druga strona tego medalu to właśnie marki: w Polsce produkuje się względnie tanie samochody, tzw. segment konsumencki: Fiat Panda, trucki VW, Opel Astra, itp. Segment konsumencki ma to do siebie, że choć idzie w śmyliardach egzemplarzy, to przy względnie niedużych marżach. Efekt: choć pracownicy sektora samochodowego skręcają samochody "najszybciej na świecie", to na każdą godzinę swojej pracy wytwarzają niedużo pieniędzy. Gdyby z tym samym furkotaniem skręcać Insignie co Astry - wartość wytworzona na godzinę pracy byłaby wyższa. Więc i płace mogłyby być wyższe (nawet przy takim samym labor share).

Kiedyś pisał o tym zresztą McKinsey w raporcie o Polsce (dane Eurostat). Znacznie wyższą wartość dodaną na pracującego mają średnio fabryki na Słowacji, w Czechach czy na Węgrzech. Może więc pytanie nie brzmi: czy warto zapłacić "x" za "y" miejsc pracy, tylko jakie miejsca pracy chcemy do Polski ściągać? I może trzeba to pytanie postawić AD 1990?