Edukacja powszechna i równa
Jak nigdy wcześniej temat organizacji edukacji elektryzuje znaczną część społeczeństwa. Rodzice i nauczyciele dwoją się i troją w wysiłkach, pozostając w ciągłej niepewności co do tego, od kiedy, do kiedy, na jak długo i jak w ogóle organizować naukę w nowych okolicznościach. Związane z pandemią ponowne zamknięcie szkół (i przejście na nauczanie zdalne) to oczywiście konsekwencja wielu ludzkich dramatów. Ale zamknięte szkoły, i brak należytego przygotowania do nauczania on-line to też systematyczne różnice w dostępie do zdalnej nauki i jakości edukacji domowej. A jak przekonują badacze, powstałych w ciągu kilku miesięcy zaległości może nie udać się nadgonić niektórym już nigdy.
Wraz z decyzją o zamknięciu szkół w marcu, w większości krajów odpowiedzialność za edukację dzieci spadła de facto na barki rodziców. Tych samych, którzy w tym samym czasie niejednokrotnie musieli borykać się ze zmianą organizacji własnej pracy, redukcją etatu a nawet utratą pracy czy bankructwem własnej firmy. Ale nawet bez tych dodatkowych obciążeń – edukacja domowa to niełatwy kawałek chleba, na który w normalnych czasach decydują się nieliczni.
Alison Andrew i współbadacze (Institute for Fiscal Studies) zbadali jak zdalna edukacja wygląda w Wielkiej Brytanii z perspektywy rodziców i dzieci. Okazuje się, że w zamożnych rodzinach uczniowie spędzają średnio 5.8 godziny dziennie na nauce, gdy tymczasem ich mniej zamożni koledzy 4.5 godziny. Wydaje się, że różnica jest nieduża? W perspektywie trzech miesięcy zamknięcia to łącznie ponad dwa pełne (z sobotami i niedzielami) tygodnie, w których jedne dzieci się uczą, a drugie nie. A wystarczy zaledwie 1 godzina tygodniowo (!) dodatkowej nauki, żeby różnice w umiejętnościach były znaczące. To jednak nie wszystko - zamożni rodzice znacznie częściej deklarują, że ich dzieci mają dostęp do interaktywnych źródeł zdalnej edukacji, takich jak zajęcia on-line czy indywidualne spotkania video z nauczycielami czy korepetytorami. W tym samym czasie, ponad połowa uczniów szkół podstawowych z niezamożnych rodzin, deklaruje, że w domu nie ma możliwości wygospodarowania dla nich miejsca do nauki. Wreszcie, w zamożnych domach znacznie częściej rodzice deklarują, że czują się na siłach pomagać swoim dzieciom w nauce.
Podobne wnioski uzyskał Thijs Bol (Uniwersytet w Amsterdamie) dla zdalnej nauki w Holandii. Zamożność gospodarstwa domowego w znaczący sposób przekładała się na dostęp do komputera czy innych urządzeń elektronicznych, a także na czas poświęcany przez rodziców na pomoc w nauce dzieciom. Nie bez znaczenia był też poziom wykształcenia rodziców: Ci po studiach wyższych nie tylko częściej mieli poczucie, że są w stanie pomóc w nauce swoim dzieciom, ale także faktycznie poświęcali na edukację domową znacząco więcej czasu. W Danii analogiczne nierówności zaobserwowano dla częstotliwości wypożyczania on-line książek dla dzieci i młodzieży.
Pandemia otworzyła nowy rozdział edukacji elektronicznej. Andrew Bacher-Hicks, Joshua Goodman (Boston University) i Christine Mulhern (Harvard) przeanalizowali dane dotyczące poszukiwania w Internecie źródeł edukacji zdalnej. Zaobserwowali powszechny i znaczący (średnio dwukrotny) wzrost zainteresowania nauką on-line wśród amerykańskich rodziców i dzieci w czasie lock-downu. Ale tutaj również widoczne były znaczące nierówności ze względu na majętność i wykształcenie rodziców.
Winą za zaistniałą sytuację trudno byłoby obarczać rodziców – tych, którzy często próbując zaspokoić najbardziej podstawowe potrzeby rodziny, zwyczajnie nie mają kiedy, i jak pomagać dzieciom w nauce.
Trudne czasy wymagają trudnych i kosztownych decyzji. Podejmując je warto mieć na uwadze ich długofalowe koszty. Strach przed chorobą i skojarzenie jej rozprzestrzenia się z dużymi skupiskami ludzi jakimi są szkoły jest naturalna. Jednak konsekwencje zamknięcie stacjonarnej edukacji mogą być poważniejsze niż na dziś jesteśmy to sobie w stanie wyobrazić. Z tego względu, wiele Państw jako priorytetowe traktuje niedopuszczenie do kolejnego edukacyjnego lock-downu. U naszych zachodnich sąsiadów, mimo działających szkół udaje się utrzymać pandemię pod kontrolą. Niemcy wdrożyli jednak szereg szczegółowych procedur sanitarnych, ograniczyli typową szkolna biurokrację, przygotowali się do pandemicznej jesieni i zimy w szkole, i trzymają się narzuconego reżimu. Bo o to, żeby edukacja była naprawdę powszechna i równa zadbać musimy my wszyscy.
GRAPE | Tłoczone z danych dla Dziennika Gazeta Prawna, 27 listopada 2020