Kołki w zęby, tempo czterysta
Polscy pracownicy wciąż należą do najciężej pracujących w UE, albo w każdym razie spędzają w niej najwięcej czasu. To sugerują nowe dane o liczbie godzin przepracowanych publikowane przez Eurostat i OECD. Ze średnią na poziomie 40.2 godziny tygodniowo Polska plasuje się na drugim miejscu, zaraz po … Grecji. Dla porównania, bogatsze kraje UE cechuje tydzień pracy krótszy o 3 do 4 godzin. Naprawdę aż tacy z nas pracusie?
Jeden prosty wniosek, który sugeruje ta statystyka jest taki, że w krajach o wyższej wydajności pracuje się mniej, a w krajach o niższej wydajności – więcej. Czy jest związek między czasem pracy a produktywnością? Z jednej strony łatwo sobie wyobrazić, że pracownicy z długimi godzinami pracy są wyczerpani, czego ekstremalnym przykładem może być lekarz, który po wielogodzinnym dyżurze ma skupić się na zdiagnozowaniu mniej oczywistego przypadku choroby u pacjenta. Problem jednak nie ogranicza się do lekarzy: wyczerpuje tak wiele godzin pracy fizycznej, jak i koncentracja czy praca umysłowa. Trudno, by na przykład pracownik budowlany pod koniec długiego dnia miał tyle samo sił co na jego początku. Intuicja podpowiada zatem, że więcej godzin pracy zmniejsza produktywność z powodu zmęczenia.
Z drugiej jednak strony, produktywność może rosnąć wraz z liczbą godzin pracy. Po pierwsze, jest coś takiego jak efekt „rozgrzewki”. O ile w sporcie czy np. śpiewie „rozgrzewka” ma charakter czysto biochemiczny i łatwo zrozumieć jej potrzebę -- o tyle w przypadku zawodów biurowych można mieć wątpliwości. Tu z pomocą przychodzi jednak nauka: mózg potrzebuje czasu, by przyzwyczaić się do środowiska, w którym akurat przebywamy i przestać je analizować pod kątem zagrożeń. Ten atawizm pokazują tak badania eksperymentalne (uczestnicy badań w laboratorium zazwyczaj na początku radzą sobie z zadaniami relatywnie słabiej, nawet jeśli wykonywana czynność jest im dobrze znana), jak i różnego rodzaju badania-zabawki, np. popularność wielu stron i fanpage’y osiąga maksimum mniej więcej w godzinach przychodzenia ludzi do pracy, nawykowo przeglądamy internet, zanim rozpoczniemy pracę. Ta niewymagająca czynność pomaga naszym umysłom zaadaptować się do miejsca i warunków, w których wykonujemy pracę. Nie bez znaczenia jest także argument związany z uczeniem-się-przez-działanie (ang. learning by doing) – większość czynności musimy powtórzyć kilka lub nawet kilkaset razy, nim będziemy w stanie wykonywać je należycie. Przysłowiowy kelner może mieć kłopoty z zapamiętywaniem wszystkich zamówień pierwszego dnia, ale w kolejnych dniach przekazywanie uwag i komunikacja z gośćmi stanie się jego drugą naturą.
Czy mamy jakiś sposób sprawdzenia, czy pracusie są bardziej czy raczej mniej wydajni? Tu sprawa jest trudniejsza. Po pierwsze, nieczęsto mierzymy faktyczną wydajność. W dużej części zawodów trudno sobie wyobrazić realistyczny pomiar wydajności, bo kto jest bardziej produktywny: ten kto wyśle 100 maili dziennie, czy ten kto napisze ich tylko 50? Czy bardziej wydajny jest prawnik, który rozwiązuje 20 "prostych" przypadków, czy ten który rozwiąże 1 "trudny" przypadek? Po drugie, w wielu przypadkach liczba godzin pracy zależy od pracownika, w takim samym stopniu jak jego wydajność. Jeśli ktoś „decyduje” o obu tych sprawach jednocześnie, trudno zbadać wpływ jednej z tych zmiennych na drugą. Pomocne mogą być w tej kwestii niezależne od nas zmiany godzin pracy, np. w badaniach eksperymentalnych lub na skutek naturalnie wydarzających się zmian (np. nieprzewidziany dodatkowy dyżur, bo kolega, który miał go prowadzić, nagle zachorował). Po trzecie, często wydajność pracownika nie zależy od niego: pracownik poczty może osiągać szczyt swojej formy o godzinie 18:30, ale co z tego, jeśli z przyczyn od niego niezależnych poczta jest o tej porze już zamknięta?
Przy tak ścisłych wymaganiach, na nadmiar badań empirycznych nie można narzekać, ale te kilka które są trzeba chwalić za kreatywność. Pencavel (Stanford) zdobył rejestry pracy z brytyjskiej fabryki amunicji z okresu I wojny światowej, a ściślej: z 1916 roku. Dane umożliwiają zmierzenie wydajności liczbą wyprodukowanych pocisków dziennie, a za egzogeniczną zmiennością w liczbie przepracowanych godzin stoją choroby oraz niedobory surowców. Pracownicy osiągali maksymalną wydajność między 4. a 6. godziną od przyjścia do pracy: wydajność wcześniej i póżniej była znacząco niższa. Ta nieliniowa zależność potwierdza obie tezy: musimy się rozgrzać/nauczyć i nie jesteśmy w stanie pracować zbyt długo z uwagi na zmęczenie. Z drugiej strony, wydajność po 8 godzinach pracy pozostawała nadal wysoka, więc nie można wykorzystywać tych wyników, by postulować skrócenie godzin pracy. Pracownicy w fabrykach w tamtym czasie pracowali nawet niemal 100 godzin w tygodniu (7 dniowy tydzień pracy i 12-14 godzinna dniówka).
By nie wnioskować o czasie pokoju na podstawie doświadczeń z czasu (dawnej) wojny, można się także odwołać do danych z … telefonicznych centrów obsługi klienta. Zrobili tak Collewet (Université Catholique de Louvain) and Sauermann (Stockholm University), a że dane zbierali w latach 2008/2010 w Holandii, miary mają nieco bardziej szczegółowe niż tez fabryki amunicji sprzed 100 lat. By analizować tylko niezależne od pracownika zmiany w liczbie przepracowanych godzin, odwołano się do dodatkowych dyżurów: ustalają je szefowie, niezależnie wcześniejszych wyników i jedynie w reakcji na zwiększoną liczbę telefonów ze strony klientów. Co wynika z tych danych? Efekt zmęczenia nie jest iluzją: każda kolejna godzina pracy zmniejsza wydajność: produkcja rośnie mniej niż proporcjonalnie wraz z liczbą godzin spędzonych w pracy. Iluzją nie jest także efekt uczenia się: pracownicy z dłuższą kadencją są bardziej produktywni, ale jest to w większym stopniu związane z okresem doświadczenia niż z liczbą godzin przepracowanych danego dnia. Z drugiej strony, nawet przy długich godzinach pracy nie spada jakość, którą Collewet i Sauermann mierzą poprzez liczbę spraw, która wymagała ponownego kontaktu klienta z telefonicznym centrum obsługi: wraz z coraz dłuższym czasem pracy, pracownicy potrzebują więcej czasu, aby rozwiązać problem danego klienta, ale robią to równie dobrze.
Czy zatem pracusiostwo to tytuł do medali i podwyżek? Nie koniecznie: dłuższe godziny pracy czynią nas dramatycznie mniej wydajnymi, więc z perspektywy pracodawcy możemy być coraz drożsi, bo dla niego miarą jest stawka godzinowa w relacji do wydajności. Z drugiej strony, im lepiej znamy wykonywane zadania, tym lepsze nasze wyniki, więc może mała rozgrzeweczka w drodze do pracy? Dobre wyniki od samego wejścia to pewnie lepszy argument niż długie przesiadywanie po godzinach.
GRAPE | Tłoczone z Danych - Dziennik Gazeta Prawna (22 Stycznia 2018)