Kupcy kontra uczeni

Kupcy kontra uczeni

Łukasz Krzempek

Większość z nas potrafi intuicyjnie zarysować stereotypowe charakterystyki zwolenników poszczególnych opcji politycznych. Wyciągamy wnioski na podstawie swoich znajomych, grup społecznych, z którymi obcujemy, mediów i innych sfer publicznego dyskursu, a na to wszystko nakłada się filtr naszych osobistych uprzedzeń. Wielu z nas lewica kojarzyć się będzie z kobietą i wykształceniem humanistycznym, a prawica na przykład z absolwentem politechniki. Z jakim sukcesem bylibyśmy jednak w stanie zgadnąć na kogo głosuje dana osoba, znając jedynie jej charakterystyki społeczno – ekonomiczne?

Próbę odpowiedzi na to pytanie podejmują Amory Gethin, Clara Martnez-Toledano i Thomas Piketty, analizując ankiety towarzyszące ponad 300 wyborom przeprowadzonym w 21 krajach od 1948 roku. Jak przyznają sami autorzy, wykorzystują w ten sposób niemal wszystkie dostępne dane łączące preferencje wyborcze z osobistą charakterystyką głosującego. Aby uczynić sceny polityczne różnych krajów współmiernymi, kategoryzują partie jako „lewicowe” – gdzie zaliczają ugrupowania socjaldemokratyczne, socjalistyczne, komunistyczne i o profilu ekologicznym – oraz „prawicowe” – czyli konserwatystów i chrześcijańskich demokratów.

Ich najważniejsze odkrycie może korespondować z ogólnym wrażeniem skomplikowania się globalnej sceny politycznej – same liczby pokazują, że przestrzeń podziału politycznego stała się bardziej wielowymiarowa. Co stwierdzenie to oznacza? Otóż jeszcze w latach 60, zarówno wyborcy lepiej wykształceni, jak i zamożniejsi, byli bardziej skłonni do głosowania na prawicę. Jako ową większą skłonność badacze rozumieją w tym przypadku różnice w głosach dla danej grupy między 10% najlepiej wykształconych (i odpowiednio najbogatszych), a pozostałymi 90%. W latach 1961-65 różnica ta wynosiła w obu grupach około 15 punktów procentowych na korzyść prawicy. Można więc upraszczając powiedzieć, że ugrupowania prawicowe były wówczas partiami elit, a lewicowe – partiami mas.

Kiedy przyjrzymy się jednak trendom zachodzącym od tamtego czasu, w oczy rzuci się narastająca rozbieżność. O ile najbogatsi w dalszym ciągu pozostają wierni prawicy – z przewagą oscylującą między 8 a 16 punktami procentowymi – tak szala u wyborców najlepiej wykształconych przechyliła się wyraźnie na korzyść lewicy, dochodząc w najnowszych danych do przewagi rzędu 10 pp. Autorzy prowokacyjnie nazywają to rywalizacją brahmin left z merchant right, czyli „kupieckiej prawicy” z „lewicą uczonych”.

Wydaje się więc, że wybory polityczne nie są już prostą rywalizacją między elitami a masami. Niezależnie od tego, czy postrzegamy programy polityczne jako w większej mierze dyktowane względami ideowymi, czy też realizujące interesy partykularnych grup, musimy odnotować, że profil wyborców się skomplikował, a jedna partia może trafiać do bardzo zróżnicowanego elektoratu, zwłaszcza w systemach dwupartyjnych. Można tu też wychwycić związek z socjologiczną teorią Pierre’a Bourdieu, który w swojej „Dystynkcji” już ponad 40 lat temu postulował, że elity intelektualne i finansowe poruszają się  po nieco innych polach rywalizacji, co oddziałuje na ich gusta i przekonania.

W jednej ze swoich wcześniejszych prac, Piketty analizuje też związek poglądów politycznych z dochodem własnym oraz rodziców. O ile efekt własnych zarobków jest w tym badaniu identyczny, jak w artykule z 2022, ciekawszych wniosków dostarcza zaobserwowany wpływ zarobków rodziców. Jak się okazuje, wyborcy którzy doświadczyli w swoim życiu znaczącej mobilności społecznej (czyli mają dochód klasyfikowany jako wysoki przy niskich zarobkach rodziców, lub znajdują się w grupie o niskim dochodzie będąc dziećmi osób dobrze zarabiających), są dodatkowo skłonni do głosowania na lewicę. Francuski ekonomista tłumaczy to m.in. hipotezą, że bezpośrednie doświadczenie mobilności społecznej zmniejsza przekonanie o zasadniczym wpływie własnej pracy i zdolności na sytuację życiową, które to tradycyjnie kojarzone jest z poglądami prawicowymi i liberalnymi gospodarczo.

Określenie przyczyn przesunięć i zróżnicowań w poglądach zachodzących w ostatnich kilkudziesięciu latach jest zadaniem znacznie trudniejszym niż ich zaobserwowanie. Dostarczone przez ekonomistów wnioski empiryczne stanowią jedynie przyczynek do przyszłej pracy, którą politolodzy, socjolodzy i sami ekonomiści będą musieli wykonać, aby pogłębić nasze zrozumienie determinantów wyborów politycznych. Jest to tym niemniej przyczynek ważny, ponieważ pokazuje nam niejako którym czynnikom warto w tym kontekście poświęcić szczególną uwagę.

Dziennik Gazeta Prawna, 10 stycznia 2025 r.

Tags: 
Tłoczone z danych