Politycy + emerytury + OFE = kłamstwa
Rzetelność rządowego przekazu w sprawie ustawy likwidującej otwarte fundusze emerytalne (OFE) pozostawia wiele do życzenia.
Po pierwsze, słowa premiera: „Ja mówię o ich przekazaniu (pieniędzy z OFE, przyp. red.) społeczeństwu, czyli mówię o przekazaniu na indywidualne konta emerytalne” nie są prawdziwe. Dlaczego? Proszę zwrócić uwagę na słowa Kancelarii Premiera: „Środki z OFE będzie można wypłacić jednorazowo lub w ratach - po osiągnięciu wieku emerytalnego”. Tymczasem pieniądze ze swojego IKE mogę wypłacić w każdej chwili, a nie dopiero „po osiągnięciu wieku emerytalnego”. Decydując się na wypłatę wcześniej stracę przyznane mi w ramach IKE ulgi podatkowe, ale pieniądze, które włożyłem, są dla mnie zawsze dostępne. Jeśli nie można wypłacić pieniędzy przeniesionych z OFE do IKE przed osiągnięciem wieku emerytalnego, to czy jest to IKE? Hm… Nie, nie jest. Tę zagwozdkę pomaga nam rozwiązać Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju, główny architekt zmian w OFE. Zapytany czy w IKE powstaną subkonta, na których będą zaewidencjonowane środki w OFE odpowiada: „Tak. Pieniądze ze składki będą w pewien sposób znaczone”. Sam fakt niezrównywania środków pochodzących z OFE z naszymi prywatnymi pieniędzmi nie jest szczególnie kontrowersyjny po wyroku Sądu Najwyższego z 2008 r. oraz Trybunału Konstytucyjnego z 2015 r. Należało się więc spodziewać, że środki z OFE zostaną oddzielone od prywatnych oszczędności w IKE. Ale mówienie, że „środki z OFE trafią do IKE” po prostu nie jest prawdą, bo trafią na specjalnie dla tego celu stworzone subkonta w IKE, których zasady będą dla nas o wiele mniej korzystne niż zasady „po prostu” IKE.
Po drugie, zwodniczym uproszczeniem są słowa Pawła Borysa: „(…) emerytury wypłacane przez ZUS, w tym środki z OFE, są opodatkowane według skali PIT stawkami 18 i 32 proc. Efektywne opodatkowanie to ok. 15–16 proc., więc wynosi tyle samo co opłata (przekształceniowa, przyp. red.). Mógłbym nawet na podstawowych przykładowych obliczeniach wykazać, że uczestnicy OFE skorzystają kilkaset złotych na takim rozwiązaniu w porównaniu do obecnego stanu prawnego, czyli opodatkowania PIT.” Opłata przekształceniowa, która zostanie pobrana w momencie przeniesienia środków z OFE na SUBKONTO w IKE ma wynosić 15%. Niby tak czy inaczej oddamy państwu około 15%, więc na pierwszy rzut oka rozwiązanie wydaje się uczciwe. Diabeł tkwi w szczegółach. Efektywne opodatkowanie, o którym mówi prezes PFR, nie jest równe dla wszystkich. Osoba pobierająca emeryturę minimalną, która korzysta z ulgi na sprzęt rehabilitacyjny i wydaje na niego 200zł miesięcznie jest efektywnie obciążona podatkami i składkami wynoszącymi 11% jej dochodu. Obciążenie emerytury wynoszącej 2570zł (średnia emerytura brutto dla mężczyzn za marzec 2018) wynosi już efektywnie 17%. Gdy odstąpimy od progresji (rozwiązanie obecne) w stronę opodatkowania liniowego (jak proponuje Paweł Borys), z natury przesuwamy środki OD uboższych DO zamożniejszych. Ocena, czy takie przesunięcie jest uczciwe, zależy od indywidualnych wartości, ale nie jest uczciwe przemilczać, że opłata przekształceniowa zwiększy nierówności dochodowe emerytów. Nie ma też żadnej gwarancji, że w przyszłości jakiś kolejny architekt nie naliczy z powrotem i w równie arbitralny sposób podatku dochodowego.
Po trzecie, żyjemy coraz dłużej, a niekoniecznie chcemy dłużej pracować. Wiek emerytalny wynosi obecnie w Polsce dokładnie tyle samo co w 1930r. – 65 lat dla mężczyzn i 60 lat dla kobiet. Tymczasem mężczyzna przechodzący dziś na emeryturę będzie żył przeciętnie o 5 lat dłużej a kobieta 9 lat dłużej niż w latach 1930. Dłuższe życie na emeryturze wymaga wyższych oszczędności. Opłata przekształceniowa zabiera 15% z tych oszczędności, które już udało się uzbierać, czyli zmniejsza oszczędności emerytalne. Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że rząd wykorzysta te środki do sfinansowana przemyślanych inwestycji, np. w zdrowie obywateli, edukację albo infrastrukturę, to być może dobrze. Samych przemyślanych inwestycji. Ale gwarancji nie ma. Jeśli te środki zostaną przekazane na bieżące wydatki, to jest to par excellence przejadanie oszczędności emerytalnych.
Po czwarte, cała dyskusja o likwidacji OFE jest prowadzona od dziwacznej strony. Mnóstwo miejsca poświęca się wpływowi OFE na gospodarkę, giełdę i bieżącą sytuację budżetową państwa. Tyle że podstawowym zadaniem powszechnego systemu emerytalnego nie jest ani zapewnienie miejsc pracy pracownikom sektora finansowego, ani dostarczenie dodatkowych wpływów do budżetu. Zadaniem powszechnego systemu emerytalnego jest zapewnienie nam materialnego bezpieczeństwa na starość. To pod tym kątem powinniśmy oceniać likwidację OFE. Emerytury wypłacane z OFE miały, podobnie jak emerytury z ZUSu, być wypłacane dożywotnio. Środki, które pozostaną po likwidacji OFE będzie można wypłacić po przejściu na emeryturę w jednej albo wielu ratach, a więc nie zapewnią renty dożywotniej! Tylko renta dożywotnia może nas uchronić od ryzyka przeżycia własnych oszczędności – albo ryzyka zbyt niskich inwestycji w nasze zdrowie, bo ściubimy pieniądze na zaś. Wybór pomiędzy długą, ubogą starością a oglądaniem każdej złotówki z oszczędności na starość, żeby nam nie zabrakło – to żaden wybór.
O ile różne ryzyka – np. ryzyko kradzieży samochodu – możemy sobie sami ubezpieczyć na rynku, o tyle ryzyka długowieczności nie da się zapewnić za pośrednictwem prywatnej, dobrowolnej umowy z instytucjami finansowymi, bo z kupnem renty dożywotniej wiążą się dwa problemy. Pierwszy problem to tzw. problem selekcji: ludzie spodziewający się krótkiego życia nie kupią ubezpieczenia – tak samo jak ktoś mieszkający na pustyni nie ubezpieczy się od powodzi. Klienci zainteresowani takim ubezpieczeniem statystycznie spodziewają się dłuższego życia, więc instytucje finansowe nie mogą „wycenić” ryzyka kierując się średnią oczekiwaną długością życia, muszą obniżyć wysokość renty dożywotniej, korygując średnią o to, że nikt spodziewający się rychłej śmierci do ich wrót i tak nie zapuka. Drugi problem to same oczekiwania emerytów: zdecydowana większość ludzi jest przekonana, że będzie żyła krócej niż faktycznie będzie im dane. Te dwa problemy składają się na duży kłopot i wystarczy popatrzeć na inne kraje, by zobaczyć, jak wielki jest to kłopot. Wielka Brytania w 2014 roku zniosła obowiązek pełnej annuitetyzacji oszczędności emerytalnych i liczba osób decydujących się na zakup renty dożywotniej spadła o 75% (wyniki badań Edmunda Cannon z Univerity of Bristol, Iana Tonksa z Univeristy of Bath i Roba Yuille’a z Association of British Insurers). Po pierwsze: koszt ubezpieczenia poszybował w górę, gdy ubezpieczyciele musieli uwzględnić problem selekcji, co znakomicie zmniejszyło popyt na to ubezpieczenie. Po drugie: (błędna!) myśl, że będziemy żyć krócej, sprawia, że renta dożywotnia nie wydaje nam się atrakcyjna. Likwidując świadczenie dożywotnie (a takie oferować miały OFE), zwiększamy pole do błędnych decyzji dla tkwiących w błędzie obywateli. Odpowiedzialny rząd nie powinien wykorzystywać niewiedzy obywateli żeby nakłaniać ich do podjęcia niekorzystnych decyzji.
Rzeczpospolita (29 maja 2019), Artur Rutkowski