Skąd nadejdzie następny kryzys finansowy?
W zastraszającym tempie rośnie wielkość kredytów udzielanych Amerykanom na ukończenie studiów. W 2005 roku dług studentów wynosił 450 miliardów dolarów, a w 2017 roku zadłużenie wzrosło prawie trzykrotnie i wyniosło prawie 1.4 tryliona dolarów (dla porównania nominalne PKB Stanów Zjednoczonych było zaledwie 14-krotnie wyższe niż ówczesny dług studentów). Z czego wynika taki wzrost zadłużenia studenckiego w USA?
Lance Lochner (University of Western Ontario) i Alexander Monge-Naranjo (Federal Reserve Bank of St. Louis) wskazali na trzy trendy ekonomiczne, które spowodowały obecną sytuację finansową Stanów Zjednoczonych. Po pierwsze, jak twierdzą, od 1990 obserwujemy stały wzrost kosztów związanych ze zdobyciem wykształcenia wyższego. Rosną średnie opłaty uczelniane, koszty zakwaterowania i wyżywienia zarówno w szkołach państwowych jak i prywatnych. Naturalną konsekwencją wzrostu kosztów jest i wzrost pożyczek zaciąganych przez studentów. Po drugie, wzrasta ryzyko związane z późniejszym zatrudnieniem. Jak wskazują, młodym ludziom coraz trudniej znaleźć pierwszą pracę po ukończeniu edukacji, co sprawia, że coraz później rozpoczynają spłacania pożyczki. Problem wysokiego bezrobocia wśród młodych ludzi był szczególnie widoczny w szczycie globalnego kryzysu finansowego (czyli w latach 2007-2009) i dotyczył także osób z wyższym wykształceniem. Po trzecie, wzrost zadłużenia jest związany z stale rosnącą liczbą studentów. Między rokiem 1990 a 2015 liczba przyjętych na studia wzrosła o 44%. Prognozy przedstawiane przez NCES (Narodowe Centrum Statystyk o Edukacji) przewidują, że liczba chętnych podjęcia edukacji wyższej będzie powoli, ale stale, rosnąć w ciągu najbliższej dekady.
Czy ten wzrost zainteresowania uzyskaniem wyższego wykształcenia pomimo rosnących kosztów i malejącego prawdopodobieństwa spłaty kredytu ma sens? Ogólnie tak: premia za wykształcenie jest wysoka, a przez większą część ostatniego 50-lecia tylko się zwiększała. Tłumacząc to na prostszy język – ludzie posiadający wyższe wykształcenie zarabiają więcej niż ci, którzy swoją edukację zakończyli na poziomie średnim. I nawet jeżeli pod uwagę weźmie się fakt, że w USA trzeba płacić za wyższe wykształcenie, a więc zainwestować nie tylko czas ale i pieniądze, to w perspektywie wyższych zarobków przez następne kilkadziesiąt lat, warto ukończyć college albo uniwersytet. Christopher Avery (Harvard) i Sarah Turner (University of Virginia) oszacowali że po zdyskontowaniu na moment, gdy mamy 18-19 lat (tj. gdy podejmujemy decyzję o pójściu na studia) różnica w zarobkach pomiędzy przeciętnym człowiekiem z wykształceniem wyższym i bez niego to średnio 300 tys. dolarów dla mężczyzn i 200 tys. dolarów dla kobiet. O ile więc nie pożyczymy więcej, to co do średniej inwestycja w wyższe wykształcenie nadal ma sens. Kłopot polega na tym, że na rynku nieruchomości też średnie kredyty spłacały się dobrze, a źródłem globalnego kryzysu finansowego był relatywnie niewielki odsetek pożyczek przyznanych na kruchych podstawach i ostatecznie niespłacanych. Czy grozi nam coś podobnego w przypadku kredytów studenckich?
Wysoki poziom zadłużenia i rosnące nierówności w płacach dla osób z wyższym wykształceniem (fachowo: niepewność stopy zwrotu z wykształcenia) spowodował, że temat zaczął być przedmiotem analiz. Obecny system finansowania edukacji wyższej w Stanach Zjednoczonych, w którym za wykształcenie płacą studenci a nie podatnik, spowodował, że dług 1.4 tryliona dolarów związany z kredytami studenckimi stał się sporym źródłem ryzyka dla całej gospodarki. A przecież w przeciwieństwie do nieruchomości, na kredycie studenckim nie ma zabezpieczenia, nie można nawet przeprowadzić foreclosure.
Jonathan Glater (University of California) pisze o higher education buble czy student loan buble, które wskazują na nadmierne inwestycje w szkolnictwo wyższe, które może mieć negatywne konsekwencje dla całej gospodarki. Ale problem zadłużenia związanego z pożyczkami studenckimi jest zupełnie inny niż ten związany z nieruchomościami i nie powinien mieć tak negatywnych konsekwencji jak te, które odczuliśmy podczas kryzysu finansowego w 2007. Po pierwsze, skala zjawiska jest 10 razy mniejsza (bańka na nieruchomości urosła w latach 2004-2008 o 61% do 10 trylionów dolarów). Znacznie wolniej też rosną ceny wykształcenia. Dodatkowo taktyka rządu promująca edukację znacznie różni się od polityki wobec mieszkań: pożyczek na wykształcenie udziela głównie rząd a nie sektor bankowy (w przypadku nieruchomości rząd wspierał głównie banki, by te udzielały więcej kredytów na nieruchomości). Banki korzystały na rosnącej popularności hipotek, podczas gdy w kredytowaniu wykształcenia mają znacznie mniej autonomicznych korzyści. Ale to koniec dobrych wiadomości.
Procent kredytów niespłaconych i tych, których opóźnienie w płatnościach przekroczyło 90 dni, wzrósł prawie dwukrotnie w latach 2003-2017 i wynosił ponad 11% w zeszłym roku, tj. więcej niż odsetek niespłacanych hipotek w szczycie kryzysu (dane NY Fed, czyli Banku Rezerwy Federalnej w Nowym Jorku). Raport przedstawiony w 2018 roku przez Judith Scott-Clayton (Columbia University) ostrzega, że prawie 40% pożyczkobiorców jest narażonych na problemy ze spłatą długu zaciągniętego na poczet ukończenie studiów. Co więcej, nie tylko w USA studenci muszą płacić za wyższe wykształcenie: podobnie funkcjonuje system kształcenia na poziomie uniwersyteckim w Wielkiej Brytanii, Islandii, czy Holandii. Brak na razie badań, czy w tych krajach pożyczki studenckie narastają w podobnym tempie i czy podobny odsetek tych kredytów jest zagrożonych.
Nowy kryzys, jeśli przyjdzie ze strony pożyczek studenckich, powinien być więc znacznie mniejszy niż poprzedni – mowa po prostu o mniejszych kwotach. Ale skala niewypłacalności nie tylko niepokoi – jest wręcz przerażająco wysoka. Nawet, jeśli nie przełoży się to na kryzys finansowy o zasięgu globalnym, będzie stanowiło istotne paliwo społeczne dla procesów politycznych i gospodarczych w USA, wpływając tym samym na los reszty świata. A w bardziej przyziemnej, codziennej skali wiszący niczym miecz Damoklesa kredyt niewątpliwie przekłada się na strategie wchodzenia i funkcjonowania na rynku pracy, zakładanie rodziny, kupno mieszkania, planowanie dzietności, i mnóstwo podobnych spraw, o których decyduje przeciętny absolwent uczelni w USA. Bo niemal każdy z nich ma kredyt do spłacenia i coraz częściej sobie z tym nie radzi. Pełne skutki tego miecza, nawet jeśli nie spadnie, poznawać będziemy stopniowo.
GRAPE | Tłoczone z Danych – Dziennik Gazeta Prawna (15 kwietnia 2019)