Sukces to talent czy szczęście?
Powszechnie wierzymy, że sukces to efekt ciężkiej pracy oraz talentu. Bo z talentem i inteligencją się rodzimy, zaś doświadczenie zdobywamy ciężką pracą, a wytrwałość w dążeniu do pozwalaja nam w pełni osiągać swój potencjał. Tylko nieliczni zwracają uwagę, że do odniesienia sukcesu konieczne jest także szczęścia. Naukowcy z Uniwersytetu w Katanii Alessandro Pluchino, Alessio Biondo i Andrea Rapisarda postanowili to zbadać.
Patrząc na sukces od strony statystycznej ujrzymy paradoks. Rozkład bogactwa w społeczeństwie łączy się z prawem potęgowym – jest asymetryczny: kilku ma bardzo dużo, większość zaś mało. Tymczasem inteligencja, jako cecha trudno uchwytna, mierzona jest za pomocą wystandaryzowanych wskaźników. Najpopularniejsza jej miara, czyli IQ, ma rozkład symetryczny. Gdyby więc rozkład majątku i rozkład IQ miały być powiązane proporcjonalnie, to zabrakłoby skali w miarach IQ, by odzwierciedlić osoby wyjątkowo majętne.
Przeprowadźmy symulację. Czekają na nas trzy możliwe zdarzenia: jedna trzecia szans na dobre zdarzenie, jedna trzecia szans na złe zdarzenie i jedna trzecia szans na constans. Złe zdarzenie to utrata połowy majątku. Dobre zdarzenie to możliwość podwojenia majątku. Im więcej masz talentu, tym proporcjonalnie większa szansa na pomnożenie majątku. Rozkład talentu jest podobny do normalnego, majątku na wstępie wszyscy mamy tyle samo. Trzy, cztery, start!
Po pewnej liczbie iteracji w tej symulacji, największy majątek zgromadzą nie ci, którzy mają najwięcej talentu, ale ci, którym najwięcej razy przydarzyło się szczęśliwe wydarzenie. Bo choć średnio wszyscy mają na nie 33% szans, w dużej grupie i przy wystarczającej liczbie niezależnych losowań zdarzeń zawsze znajdzie się kilka osób, którym przydarzyło się ono kilka razy częściej (i pozostali, którzy szczęście mieli „prawie” 33% razy). Najbogatsi ludzie to ci przeciętnie utalentowani, ze względu na naturalne prawa statystyki, ich jest najwięcej. Sam talent nie jest warunkiem dostatecznym, ani nawet koniecznym do osiągnięcia sukcesu, choć a priori był jedynym czynnikiem sprzyjającym bogactwu.
Jaki morał z tej symulacji? Choć startujemy ze „świata” w pełni równego co do majątku i realistycznych rozkładów talentu, choć w symulacji nie ma dziedziczenia, oszukiwania i korupcji, to minimalne różnice w szczęściu są wystarczające, by wygenerować daleko idące nierówności majątkowe. Taka prosta symulacja w praktyce pokazuje, że rozkłady bogactwa, które obserwujemy w rzeczywistości da się wytłumaczyć prostym, zwykłym, statystycznym szczęściem.
Czy można jakoś przeciwdziałać wpływowi ślepego losu na powstawanie rozpiętości majątkowych? Badacze rozszerzyli badanie o zewnętrzny wpływ dotacji. Naukowcy ustalili wspólny budżet cyklicznych dotacji jednostkom symulacji, który rozdawali na kilka różnych sposobów. Największy przyrost łącznego bogactwa pojawia się wtedy, gdy raz na jakiś czas „każdy” dostawał taką samą dotację, niezależnie od poziomu zgromadzonego bogactwa, talentu czy szczęścia w danej rundzie symulacji. W sposób oczywisty, ten zabieg nie zmniejszy nierówności, które powstały … z równego rozdzielenia majątku na wszystkich. Po prostu dając każdemu po trochu napędzamy utalentowanych, którzy mieli pecha, ale nie niwelujemy efektu pomnażania majątku przez szczęśliwców.
Wniosków z symulacji Pluchini, Biondo i Rapisrarda nie można automatycznie przełożyć na prawdziwy świat. Jednak w kontekście licznych badań, które potwierdzają duży wpływ pecha/szczęścia na nasze życie, niemądrze by je było lekceważyć. Aby zapewnić efektywność ekonomiczną chcemy, aby w społeczeństwie panowała hierarchia kompetencji. Innymi słowy: aby ludzie utalentowani wykorzystywali swój potencjał, a ich praca była godziwie wynagradzana. Naiwną jest merytokracja, w której w pochopny sposób lekceważymy rolę szczęścia.