Trzeba było uważać
W świętującej niemal 150-lecie bajce La Fontaine, w bajecznie wspaniałym tłumaczeniu Lwowiaka, Władysława Noskowskiego, mrówka uzbierała przez całe lato syte zapasy na zimę, a konik polny u progu zimy bezskutecznie szukał u niej pożyczki, by przetrwać do następnego lata. Zapobiegliwość mrówki przeciwstawiona lekkomyślności konika polnego miała w zamyśle uczyć nas wszystkich oszczędzania na tak zwaną złą godzinę. Godzinę, która – dodajmy – przyjdzie z taką samą pewnością, z jaką lato co roku dobiega końca i zastępuje je zgoła inny klimat. Zostawiając na boku „czarne godziny” związane z wypadkami czy zwolnieniem z pracy, mniej więcej 96% każdego rocznika doczeka emerytury, czyli okresu, w którym nawet wielka silna wola i poświęcenie nie będą w stanie zwiększyć ani bieżących dochodów, ani zgromadzonego stanu posiadania. Będziemy konikami polnymi, czy mrówkami?
Susann Rohwedder (RAND) wraz ze współautorami z Instytutu Maksa Plancka postanowili zbadać naszą własną ocenę tego stanu rzeczy, ściślej zweryfikowali jak swoje przeszłe zachowania dotyczące oszczędności oceniają osoby już w wieku emerytalnym. Okazuje się, że w ocenie 60% emerytów, z perspektywy czasu, powinni byli oszczędzać więcej. Co więcej, jest to przekonanie powszechne, tj. podobny odsetek odpowiedzi „trzeba było oszczędzać” deklarują osoby majętne i uboższe, zdrowe i chore, kobiet i mężczyźni, z wykształceniem i bez, o osobowości ekstrawertycznej i introwertycznej, słowem: większość z nas budzi się w starości z przekonaniem, że należało to wszystko inaczej urządzić. Ludzie starsi miewają wiele żali, więc Susann Rohwedder i koledzy porównali żale dotyczące oszczędności z innymi, np. należało się rozwieść (albo ożenić), mieć więcej (albo mniej) dzieci, zmienić zawód lub pracę (albo tego właśnie nie robić), i tak dalej. Jedyna grupa, w której żal związany z niewystarczającymi oszczędnościami jest nieco mniejszy, to osoby o wysokim poziomie kompetencji finansowych, ale nawet w tej grupie odsetek żałujących sięga 45%. W porównaniu z tymi ważkimi decyzjami życiowymi, żal związany z niewystarczającymi oszczędnościami jest wielki, bo mniej niż 30% osób deklaruje, że z perspektywy czasu wybrałoby inny wariant życia osobistego, zawodowego, itp. Żal dotyczący niewystarczających oszczędności jest porównywalny jedynie z żalem, że nie dość czasu spędzali/spędzają z przyjaciółmi/rodziną. Wychodzi więc na to, że większość z nas to koniki polne, przynajmniej w naszej własnej ocenie.
Dlaczego sami siebie ciągle tak rozczarowujemy? Pierwszym winnym jest tak zwana niespójność preferencji w czasie: dziś to jakoś nie, ale jutro już na pewno będę ładnie pisać, co dzień rano w siłowni podnosić wydolność, na lunch jeść tylko to, co zmniejsza wolne rodniki, a wieczorem przynajmniej 3 minuty szczotkować zęby. No i oszczędzać. Ale potem nadchodzi jutro, i staje się dziś. To, co psychologowie nazywają prokrastynacją, ekonomiści nazywają krótkowzrocznością. Modelowanie tego zjawiska w ekonomii rozpoczął Robert H. Strotz (Northwestern) już w latach 1950-ych.
Ale niespójność w czasie to oczywiście nie jedyny winowajca. Innym jest to, co nazwać można racjonalną nieuważnością. Wiele problemów decyzyjnych w życiu jest bardzo skomplikowanych, w szczególności wybory dotyczące tego, ile oszczędzać powinny być nieustająco aktualizowane, bo zmiany w polityce gospodarczej, stopach procentowych czy indywidualnej ścieżce kariery skutkować powinny innymi od poprzednich ścieżkami oszczędności w cyklu życia. Problem w tym, że takie ciągłe aktualizowanie decyzji jest kłopotliwe, wymaga uruchomienia od nowa wszystkich papieruszków, arkuszy kalkulacyjnych, wczytania się od nowa w dawno napisane formułki, przemyślenia od nowa sensowności poczynionych wtedy założeń – słowem czynności mniej atrakcyjnych od wysprzątania składzika nowego sezonu „Korony królów” razem wziętych. Pomijamy zatem małe zmiany, a potem coraz większe zmiany, a potem to już nawet nie umiemy odnaleźć tamtych starych arkuszy kalkulacyjnych. Margaret McConnell (Harvard) ze współautorami zweryfikowała tę tezę w praktyce. Osobom, które właśnie założyły rachunki oszczędnościowe wysyłano informacje przypominające o terminie na przesłanie kolejnej raty depozytu. W tych wiadomościach albo sugerowano korzyści („kontynuując regularne oszczędzanie umożliwiasz sobie osiągnięcie zaplanowanego celu”) albo podkreślano straty („pomijając regularne wpłaty utrudniasz sobie osiągniecie zaplanowanego celu”). W obu przypadkach wiadomości albo składały się z samych słów, albo ilustrowane były zdjęciem szczęśliwego posiadacza kluczyków do nowego tuktuka (eksperyment przeprowadzono w Peru, Boliwii i na Filipinach). Wyniki? Samo przypominanie zwiększa nieco wpłaty, wzrost jest większy gdy cel oszczędzania uczyniono bardziej namacalnym za pomocą zdjęć – lecz przypominanie w dowolnej formie nie przekłada się w najmniejszym stopniu na prawdopodobieństwo osiągnięcia naszych celów. W skrócie mówiąc: reagujemy na jeden, bezpośredni komunikat, ale nie wywiera to stałego wpływu na nasze zachowania.
Dlaczego? Nobliści Daniel Kahneman, Amos Tversky i Richard Thaler twierdzą, że powody są dwa. Po pierwsze, oszczędzanie to rezygnacja z konsumpcji dziś, a utrata konsumpcji dziś jest bolesna – nawet gdy na osłodę możemy się pocieszać konsumpcją z przyszłości. Utrata czy rezygnacja z czegokolwiek, to uczucie bardzo silne. Uczestnicy eksperymentu wychodzili z przeciętnie taką samą zapłatą, lecz w jednej grupie zaczynali z wyższego pułapu i mogli (losowo) stracić, podczas gdy w drugiej grupie zaczynali z niższego pułapu i mogli (losowo) zyskać. Ci drudzy byli dużo bardziej zadowoleni, choć obie grupy miały dokładnie tyle samo pieniędzy za tyle samo czasu. A po drugie? No przecież zawsze jakaś mrówka zgromadzi wystarczająco i za siebie, i za nas, i wspomoże konika polnego w biedzie.
GRAPE | Tłoczone z Danych – Dziennik Gazeta Prawna (8 kwietnia 2019)