Zgłaszać czy nie zgłaszać – oto jest pytanie

Zgłaszać czy nie zgłaszać – oto jest pytanie

W dzisiejszych czasach znalezienie pracownika wydaje się być zupełnie trywialne. Przepływ informacji o wakatach między pracodawcami a potencjalnymi pracownikami zapewnia niezliczona liczba nowoczesnych kanałów, spośród których na pierwszy plan wysuwają się internetowe portale z ofertami pracy. Tylko, że te wszystkie cuda nowoczesnych technologii stanowią dziś w wielu krajach margines pośrednictwa – większość ludzi znajduję pracę wciąż metodami tradycyjnymi, podobnie zapełniana jest większość wakatów. Dlatego wciąż istotna jest rola państwa w łączeniu pracodawców z pracownikami.

W Polsce, prawo do pomocy w poszukiwaniu pracy jest wpisane w konstytucji na równi z prawem do opieki zdrowotnej i edukacji. Funkcję tę nominalnie realizują powiatowe urzędy pracy. Jak realizują, każdy widzi. Gdyby ktoś chciał zobaczyć bardziej naukowo a nie anegdotycznie, niezmiennie zapraszamy do wyników naszego badania eksperymentalnego: na ofertę zgłoszoną przez pracodawcę, ponad 60% powiatowych urzędów pracy nie zareagowało w ogóle. Spośród tych, które zareagowały, większość oczekiwała osobistego stawiennictwa w urzędzie i odręcznego wypełnia formularzy, choć już od 2011 roku stosowne rozporządzenia definiują, że droga elektroniczna jest równoznaczna z papierową. Urzędnicy oczekiwali, że zgłaszający ofertę pracodawca poda magiczny kod stanowiska z Klasyfikacji Zawodów i Specjalności, która co prawda nie odróżnia developera Java od programisty w C+, ale za to rozróżnia administratora gospodarczego ds. rozwoju regionalnego od takiegoż administratora ds. przedsiębiorczości. Gdyby kogoś to interesowało i chciał sam sprawdzić, jak działa KZiS, to dodamy przy okazji, że klasyfikacja nie jest szczególnie przyjazna zwykłemu śmiertelnikowi (czyt. pracodawcy). Ministerstwo pracy co prawda w wersji z 2017 roku udostępniło wyszukiwarkę, ale tylko po własnych słowach kluczowych, więc jeśli pracodawca nie wie, jakimi słowami KZiS nazywa stanowisko, na które chce zatrudnić, może szukać i szukać. Pracodawca nie może również oficjalnie zgłosić oferty na część etatu. Za to może zgłosić ofertę na pełen etat i potem, gdy przyjdą kandydaci, zmienić jej warunki, bo oferta i tak nie jest wiążąca w rozumieniu prawa.

Po naszym eksperymencie wzbił się kurz, zapanowało wielkie oburzenie, wszyscy zapowiadali zmiany. I … do dziś dnia nie zmieniło się nic. Oferty do powiatowych urzędów pracy nadal zgłasza zdecydowana mniejszość pracodawców, a większość z tych ofert adresowana jest do pracowników o niskich kwalifikacjach. W kraju, gdzie najemnie pracuje ponad 12 mln osób, a zatrudnienie rośnie o ponad 200 tys. osób rocznie w samym tylko sektorze przedsiębiorstw powyżej 9 pracowników, ministerialna baza ofert pracy wyświetla … 30 tys. ofert. Wobec tak zaawansowanego rozwoju pośrednictwa publicznego, większość wszystkich ofert na rynku pracy dystrybuowana jest przez sieć znajomych i media (lokalne i ogólnokrajowe). Dlatego pomimo spadku bezrobocia i rosnącego zatrudnienia, wciąż pracy szuka się w Polsce bardzo długo i z wieloma przykrymi doświadczeniami przed osiągnięciem sukcesu.

Skoro mamy (całkiem nietani) system pośrednictwa pracy, to dlaczego jego znaczenie jest tak marginalne dla procesu szukania pracy i pracowników? W odpowiedzi przychodzi badanie Christiana Holznera (Uniwersytet Monachijski) oraz Makoto Wanatabe (Vrije Universiteit Amsterdam). Korzystając z niemieckich danych o wakatach w pośrednictwie publicznym i prywatnym zaobserwowali, że z taką samą ofertą urząd pracy robi co innego niż prywatny pośrednik: ten pierwszy skieruje ofertę do bardziej zróżnicowanych pracowników niż ten drugi. W praktyce oznacza to, że jeśli pracodawca poszukuje specyficznych umiejętności, prywatny pośrednik zmarnuje mniej jego czasu na rozmowy z nieadekwatnymi kandydatami. Z drugiej jednak strony, gdy pracownik ma względnie uniwersalny profil (np. wiele zawodów w tzw. usługach osobistych, handlu hotelarstwie), znacznie łatwiej jest mu znaleźć pracę przez pośrednika publicznego, bo ten jest mniej wybiórczy w kierowaniu ofert do pracowników. W efekcie, pośrednictwo publiczne może zmniejszyć trudności w dopasowaniu ofert do pracowników w pewnych segmentach rynku pracy, ale działając w ten sposób, automatycznie zwiększa je w innych segmentach rynku pracy. Jak to zwykle w ekonomii, pojawia się coś za coś, ale tłumaczy to również, kiedy pracodawca powinien kierować się do (bezpłatnego!) pośrednictwa publicznego, a kiedy korzystać z relatywnie kosztownych usług prywatnych pośredników.

Model Holznera i Wanatabe wskazuje także na inną ważną przesłankę: pracownicy zatrudniani z pośrednictwa publicznego otrzymują niższe płace. Średnia różnica nie jest bardzo duża: od 3 do 5%. Jednak samo jej występowanie potwierdza, że pracodawcy niechętnie odnoszą się do pracowników z pośrednictwa publicznego - tylko dlatego, że w pewnych przypadkach urzędy pracy marnują ich czas przesyłając niewłaściwych kandydatów. W skrócie mówiąc: pracownik z ogłoszenia zostanie potraktowany korzystniej niż pracownik ze skierowaniem z urzędu pracy, choć wcześniej pracodawca sam skierował daną ofertę do urzędu pracy.

Tyle z doświadczeń niemieckich. W Polsce, ponad 60% dużych i średnich pracodawców deklaruje w badaniach ankietowych NBP, że nigdy nie skierowało żadnej oferty do pośrednictwa publicznego. Spośród tych firm, które jakiekolwiek oferty kierują do PUP, wielu pracodawców otwarcie deklaruje, że do PUP kierują głównie oferty niskopłatnej pracy niewymagającej specyficznych kwalifikacji. Jeśli takie oferty dominują w PUP, trudno, by rejestrowały się w urzędach osoby o wysokich kwalifikacjach, bo i po co? W każdym kwartale w Polsce ponad 300 tys. osób nie ma pracy, aktywnie jej szuka i NIE rejestruje się w urzędzie pracy. Biorąc pod uwagę, kto nie rejestruje się w urzędzie, pracodawcy nie kierują tam ofert wymagających kwalifikacji, by nie tracić czasu na odmawianie kandydatom przysłanym przez PUPy, lecz niespełniającym kryteriów. I tak koło się zamyka. W Polsce, sprawne pośrednictwo z 3-5% karą dla kandydatów przysłanych przez urzędu to jak na razie niedoścignione marzenie wielu: pracodawców i poszukujących pracy.

GRAPE | Tłoczone z Danych – Dziennik Gazeta Prawna (23 Kwietnia 2018)

Tags: 
Tłoczone z danych