Zło w czystej postaci

Zło w czystej postaci

Podatki są złem. Precyzuję: podatki proporcjonalne zaburzają poprawność decyzji gospodarczych i powodują stratę w dobrobycie. Nie, nie chodzi o to, że z nagła zaczęłam promować libertariańską koncepcję państwa minimum –  stwierdzenie, że podatki są złem nie wzbudzi nawet cienia kontrowersji wśród zawodowych ekonomistów.

Vilfredo Pareto i tak zwane fundamentalne twierdzenia ekonomii dobrobytu – pierwsze i drugie – bazują na tym, że ceny odzwierciadlają koszt wytworzenia danej wartości dla kogoś, kto nią dysponuje, oraz dla kogoś, kto chciałby nią dysponować. Odmieniana przez wszystkie przypadki efektywność w gospodarce możliwa jest tylko wtedy, jeśli mechanizmu wyceniania nie zaburzają mniej lub bardziej przemyślane koncepcje podatkowe. W skrócie chodzi o to, że jeśli nałożymy jakiś procent podatku na dochody z pracy, to wybory: ile pracować lub też gdzie tę pracę wykonywać, będą gorsze dla nas wszystkich niż jeśli tej pracy proporcjonalnie nie opodatkujemy. Analogiczny mechanizm dotyczy opodatkowania konsumpcji czy przychodów z kapitału lub ziemi.

Jedyny niezaburzający sposób zbierania podatku to pogłówne, czyli zbieranie równej kwoty od każdego. Tyle, że choć ekonomicznie efektywne, podatki kwotowe są uważane w naszych społeczeństwach za niesprawiedliwe, bo przecież biedny nie powinien płacić tyle, co bogaty, oraz w praktyce trudne do zebrania, bo nikt nie ma ochoty wyciągnąć z kieszeni średnio nieco ponad 10 tys. zł i przelać do urzędu skarbowego (ta liczba to w przybliżeniu przychody podatkowe państwa podzielone przez 36 mln Polaków). Dlaczego? Bo podatek kwotowy musi płacić każdy: i dzieci, i emeryci, i ktoś, kto cały rok spędził w szpitalu, i więźniowie, i … Słabo to wygląda, prawda? A jak zaczniemy robić wyjątki, to podatek robi się coraz mniej podobny do pogłównego, a coraz bardziej do proporcjonalnego – i wracamy do punktu wyjścia.

Twierdzenia dobrobytu nie są kuriozum, wbrew pozorom normalny człowiek, podejmując decyzję o rozpoczęciu pracy patrzy na stopy podatkowe, a zupełnie normalni ludzie zastanawiają się w supermarkecie nad zróżnicowanymi stawkami VAT. Nauka jest tu naprawdę nieubłagana: nieoczekiwane zmiany w rozmaitych politykach podatkowych w połączeniu z dobrymi danymi i odrobiną talentu do matematyki pozwoliły potwierdzić systematycznie, że wprowadzenie lub zmienienie podatku procentowego przekłada się na decyzje ludzi i generuje straty dobrobytowe. Reakcje są różne. Od najprostszych, czyli zamienienia wyżej opodatkowanych produktów na mniej czy obniżenie podaży pracy, gdy jej opodatkowanie rośnie, po przechodzenie do szarej strefy czy przenoszenie kapitału do rajów podatkowych

Że niby wskazane jest czasem to, by podatki zabrały gospodarce efektywność?  Przykładowo, gdy ludzie z uporem konsumują duże ilości czegoś, co jako społeczeństwo uważamy za szkodliwe, bądź gdy wykorzystanie jakiegoś czynnika produkcji uważamy za niekorzystne – można opodatkować konsumpcję takiego produktu. Podobnie gdy koszt wytworzenia czegoś nie uwzględnia wszystkich negatywnych skutków społecznych i środowiskowych. Zaproponował to ledwie stulecie temu brytyjski ekonomista Arthur Cecil Pigou. Trzy problemy.

Pierwszy – i w tej sytuacji podatek proporcjonalny nie jest rozwiązaniem optymalnym, bo żeby doprowadzić do tzw. społecznie optymalnej równowagi trzeba znać jedyną poprawną stawkę podatku … której nie mamy za bardzo jak poznać, bo trudno wycenić obiektywnie i dla całego społeczeństwa skalę szkodliwości. Często skuteczniejszym sposobem wpłynięcia na efektywność gospodarki niż podatki proporcjonalne bywają regulacje ilościowe. Do tych rozwiązań należą tzw. pozwolenia emisyjne, przykładowo każdy potencjalny wytwórca zanieczyszczeń otrzymuje limit, który, jeśli wdroży mniej szkodliwe technologie, może odsprzedać innym – a jeśli mu zabraknie, od innych odkupić. Można też regulować sposoby konsumpcji, ograniczając tym samym popyt, np. zakaz sprzedaży alkoholu nieletnim, pakowania w jednorazowe plastikowe torebki czy palenia w przestrzeniach publicznych. Takie regulacje są zazwyczaj czasochłonne (bo trzeba dobrze poznać proces, by wymyślić coś sensownego) oraz kosztowne (bo do ich implementacji potrzeba pewnej administracji). Dlatego często budzą kontrowersje, ponieważ nikt nie odczuwa straty społecznej z tytułu nieefektywnych podatków proporcjonalnych, mało kto umie sobie bowiem wyobrazić świat kontrfaktyczny.

Dlatego, politycy, którym nie chce się myśleć i budować instytucji regulacyjnych, zdecydują się na podatki proporcjonalne: akcyza na alkohol ma nas zniechęcać do pijaństwa, na papierosy ograniczać zapadalność na nowotwory,  a na paliwo zachęcić do korzystania z komunikacji miejskiej. Że takie rozwiązanie słabo działa? Ekonomia dobrobytu wyróżnia kategorię dóbr uzależniających i nie chodzi tu o zjawisko psychologiczne, lecz o wzorce decyzyjne: gdy dobro ma charakter uzależniającego, podniesienie jego ceny nie zmniejsza jego konsumpcji , lecz wypiera z koszyka inne dobra, bo już po prostu brakuje na nie pieniędzy. I to właśnie jest drugi problem: o ile w długim okresie wszyscy uzależnieni mogą wytrzeźwieć, a technologie produkcji można dostosować do oczekiwań społecznych (tia…), to w krótkim i średnim okresie takimi podatkami można zrobić więcej szkody niż pożytku.

Jest jeszcze trzeci, ogólniejszy problem: bardzo potrzebujemy przychodów z podatków. Finansujemy z nich edukację, opiekę zdrowotną, sądy i drogi, o świadczeniach społecznych nie wspominając. Kuglujemy jako społeczeństwa z mozołem w każdym roku, by z zebranych podatków wystarczyło na różne potrzeby. Dlatego zgadzamy się jako kolektyw na procentową stawkę VAT, bo przynajmniej część polityków słucha ekonomistów, że opodatkowanie konsumpcji (o ile tylko jest względnie niearbitralne), to najmniejsze ze wszystkich podatkowych nieszczęść. I dlatego, choć z zaciśniętymi zębami, płacimy proporcjonalną akcyzę za paliwo. I pewnie dlatego zgadzamy się na proporcjonalne podatki od dochodów z pracy czy zysku. I część z nas pewnie zgodziłaby się płacić wyższą proporcję swej konsumpcji czy dochodów, by zapewnić finansowanie dla lepszej jakości szkół, szpitali, sądów i dróg. Pragmatyczna potrzeba, by tworzyć  społeczeństwo i państwowość stoi za akceptacją dla nieefektywnych, a często wręcz wypaczających sens wymiany gospodarczej podatków proporcjonalnych.

Ale dla podatków, których celem jest polityczne dyscyplinowanie tego czy innego środowiska, trudno znaleźć akceptację. Nawet, gdyby były kwotowe. #MediaBezWyboru 

GRAPE | Tłoczone z danych dla Dziennika Gazety Prawnej, 19 marca 2021 r.

Tags: 
Tłoczone z danych