Jaki ojciec taki syn
Na naszych oczach American dream zamienia się w koszmar o tym, że nie sposób oszukać przeznaczenia. Raj Chetty (Harvard) pokazał, że w Stanach Zjednoczonych maleją szanse na międzypokoleniowy awans społeczny. Wśród dzieci urodzonych w latach 40-tych, 90% mogło liczyć na zarobki przewyższające zarobki ich rodziców. Dla urodzonych w 1984 roku odsetek ten spada do 50%. Zmiany są najsilniejsze dla klasy średniej, dla której jedynie 45% może liczyć na wyższe wynagrodzenie niż dochody rodziców.
Sceptyk powie: cóż dziwnego skoro cała gospodarka zwalnia? Okazuje się, że spadające tempo postępu technologicznego może wytłumaczyć jedynie 29% obserwowanych zmian. Problem leży nie tyle w średniej, ile w rozkładzie. Od lat 70-tych obserwujemy rosnącą selektywność grona beneficjentów postępu technologicznego: najwięcej zyskują najlepiej zarabiający. Gospodarka USA musiałaby rosnąć średnio o 6% rocznie w miejsce obecnych 1.7%, żeby przywrócić poziom mobilności dochodowej z lat 40-tych.
Problem dotyczy nie tylko USA. Raport Banku Światowego z 2018 roku analizuje 148 gospodarek pokrywając tym samym 96% ludności globu. Wnioski? Po pierwsze, średnia mobilność dochodowa spada. Efekt jest silniejszy w krajach rozwiniętych. Po drugie, w krajach rozwijających się mobilność dochodowa zwalnia. Spowolnieniu towarzyszy wzrost liczby osób, które utknęły w pułapce ubóstwa. Po trzecie, istnieje wyraźny związek pomiędzy mobilnością dochodową a rozwojem gospodarczym. Im mobilność niższa tym rozwój w długim okresie wolniejszy.
Obok spadającej mobilności międzypokoleniowej obserwujemy wzrost korelacji pomiędzy majątkami rodziców i dzieci. Gary Becker, wskazał na trzy podstawowe kanały międzypokoleniowej transmisji nierówności: bardziej majętni rodzice więcej inwestują w wykształcenie i zdrowie dzieci, dziedzi „dziedziczą” dobrze płatne prace oraz dziedziczą majątek. Do nie dawna można było tylko gdybać, który z nich jest najistotniejszy. Wątpliwości rozwiewają Adriana Adermona (Uppsala University), Mikaela Lindahla (University of Gothenburg) i Daniela Waldenstroma (Paris School of Economics): spadki są kluczowe. Skąd to wiedzą? W Malmo, trzecim co do wielkości mieście Szwecji, w 1938 roku rząd wpadł na bardzo osobliwy pomysł. Zebrał dane o wszystkich trzecioklasistach oraz ich rodzicach. Dane te zbiera do dziś. Zbiór zawiera informacje o wykształceniu i dochodzie z pracy dzieci, rodziców i dziadków! Przekopując rządowe archiwa Adermon i współautorzy byli w stanie zidentyfikować dodatkowo dane o posiadanych aktywach i dziedziczeniu. Dzięki temu mogli odpowiedzieć na pytanie, nie tylko ile wynosi, ale również, z czego wynika międzypokoleniowe powiązanie majątków.
W badaniu porównano koncentrację majątków z rodziców na dzieci do czysto losowego procesu akumulacji bogactwa. Okazało się, że powiązanie jest ok. cztery razy silniejsze niż wynikałoby to z czysto losowego procesu akumulacji bogactwa, przy czym znaczenia mają nie tylko rodzice, ale też dziadkowie. Uwzględnienie transferów tłumaczy 50% obserwowanej korelacji. Zaskakująco mało ważne okazała się zdolność do inwestowania w wykształcenie dzieci, tłumaczy jedynie 25% obserwowanej korelacji. Powodem może być egalitarny charakter szkolnictwa w krajach skandynawskich. W państwach gdzie płatna edukacja ma większe znaczenie, jak np. w USA, rola tego kanału oddziaływania może być większa.
To czy źródeł dysproporcji podziału bogactwa upatrujemy w dziedziczeniu, czy w ciężkiej pracy silnie wpływa na wielkość preferowanej skali redystrybucji. Alberto Alesina (Harvard) i George-Marios Angeletosa (MIT) pokazali, że im rola dziedziczenia wydaje się ankietowanemu wyższa tym bardziej jest skory do poparcia polityk redystybucyjnych.
Dobrym narzędziem do prowadzenia takiej polityki są podatki od darowizn i dziedziczenia. Wyznacznie optymalnej skali opodatkowaia nie jest jednak zadaniem łatwym. Z jednej strony, wyższy podatek to (ceteris paribus) więcej pieniędzy na edukacje i wyrównywanie szans. Z drugiej strony, im podatek wyższy, tym kapitału mniej, a przez to stopa inwestycji mniejsza. Stajemy przed odwiecznym dylematem wyboru pomiędzy równością a efektywnością. Zagadkę (dla USA) rozwiązał Thomas Piketty (Paris School of Economics). Porównanie kosztów i korzyści z opodatkowania majątków wskazuje, że w USA optymalne jest opodatkowanie dziedziczenia stopą około 60%. Faktyczna stopa opodatkowania w momencie dziedziczenia była historycznie bliska temu poziomowi aż do końca XX wieku, ale potem była obniżana i dziś w USA średni podatek od spadków wynosi ok. 35%.
A w Polsce? Jeżeli spadek lub darowizna pochodzi od najbliższej rodziny, to nie podlega w ogóle opodatkowaniu. Na pozór miło, bo np. po ślubie fiskus nie będzie się raczej przyglądał prezentom. Ale też od dziedziczenia u rodzimych Rockefellerów będzie trzymał się z dala.