To jednak gospodarka, glupcze?
Wraz z różnymi zaskakującymi wydarzeniami na świecie, rośnie presja, by wytłumaczyć źródła ujawniających się nastrojów. W trakcie sporu o Brexit wielu podkreślało, że zwolenicy pozostania UK w UE podnosili kwestie gospodarcze, podczas gdy strona przeciwna skupiała się na argumentach światopoglądowych. Po wyniku referendum skupiono uwagę na tym, że decyzja o głosowaniu za Brexitem jest silnie skorelowana z pewnym systemem wartości (a słabo skorelowana z dochodem czy sytuacją majątkową). Dlatego wiarygodna wydaje się analiza potwierdzająca, że Brexit miał większość od początku rozważań o referendum (system wartości to zmienna raczej powoli ulegająca zmianom). Więc to jednak nie gospodarka?
Parę tygodniu temu ukazało się fascynujące badanie Saschy O. Beckera oraz Luigi'ego Pascali (o badaniach nad handlem tego ostatniego pisaliśmy już tu) dotyczące źródeł antysemityzmu w Europie, a konkretnie w Niemczech. Badanie dotyczy historii dawno zaprzeszłej -- XIV-XVIII wieku -- ale jest w pełni przejawem myślenia ekonomii o zachowaniach społecznych. Kościół Katolicki zabraniał przez wieki jakiegokolwiek czerpania korzyści finansowych z pożyczania pieniędzy (tzw. lichwa). Złagodzenie tego ograniczenia na bankowość i usługi finansowe to dopiero druga połowa XVIII wieku. Takich ograniczeń nie było w landach, które w okresie Reformacji przeszły na protestantyzm. Przez cały okres Średniowiecza i Renesansu na terenach podporządkowanych Rzymowi, seniorzy lenni (najczęściej książęta) udzielali licencji na transakcje finansowe Żydom. Licencje takie były zazwyczaj bardzo szczegółowe, określały przypadki, w których w ogóle wolno pobierać odsetki oraz ich maksymalną wysokość. Z tych licznych decyzji pozostał często papierowy ślad, dzięki czemu można prześledzić intensywność całego procesu przed i po Reformacji. Okazało się, że w miastach, które przeszły na protestantyzm antysemityzm wzrósł i był silniejszy niż w tych miastach i powiatach, które pozostały poddane Rzymowi. Autorzy argumentują, że mechanizmem stojącym za tą różnicą jest komplementarność kulturowa: katolicy potrzebowali Żydów, by mieć od kogo pożyczać, protestanci nie. W pełni egoistyczne bariery by ujawnić niechęć i by mogła ona eskalować do przemocy były zatem silniejsze na terenach katolickich niż protestanckich.
Jak zmierzyć antysemityzm w XVI i XVII wieku? Tutaj Becker i Pascali dokonali niemal niemożliwego. Na podstawie stworzonej przez XV wiecznego autora listy dzieł antysemickich opracowali algorytm, który przydziela książkom, na podstawie ich tytułów, skalę antysemityzmu (od 0 do 100). Algorytm ten oparty był o liczne uczące się heurystyki i jest do wglądu w publikacji i na stronie Saschy O. Beckera. Zaś listy książek publikowanych w poszczególnych latach w poszczególnych miastach Niemiec są po prostu publicznie dostępną bazą danych. Wraz z nakładami, która są dość dobrą miarą czytelnictwa. Alternatywną miarą antysemityzmu jest oczywiście liczba pogromów w roku/mieście i liczba ofiar. Jednak w przeciwieństwie do publikowanych (i czytanych!) książek, pogromy są kulminacją antysemityzmu i mogą być pochodną wielu różnych czynników (zaogniający się konflikt polityczny, głód, choroby, itp.). Czy miał rację Bill Clinton, że to jednak gospodarka, głupcze? Pewnie co innego na ten temat będą mieli do powiedzenia antropolodzy, psycholodzy, etnografowie czy socjolodzy. Ekonomiści jak na razie pokazali, że jeśli jakaś grupa społeczna jest ludziom potrzebna -- nie niszczą jej. A gdy przestaje być potrzeba -- częściej ludzie dają ujście swojej niechęci, także z użyciem przemocy. W tym sensie, zastosowanie badań do antysemityzmu, choć niebywale kreatywne, nie jest jedynym. Na podobny wzorzec wskazywała Saumitra Jha, badając współegzstencję muzułmańsko-hinduską w Azji Południowo-Wschodniej. Pełna wersja artykułu (z licznymi mapami, ilustracjami i estymacjami), a tu więcej lepszej jakości ilustracji.