Dlaczego ludzie widzą inflację tam gdzie jej nie ma?

Dlaczego ludzie widzą inflację tam gdzie jej nie ma?

Inflacja jest jedną z kluczowych zmiennych polityki gospodarczej. Ma znaczenie dla milionów gospodarstw domowych: determinuje m.in. rokroczny wzrost emerytur, rent oraz innych świadczeń społecznych, a jej wysokość stanowi punkt odniesienia w negocjacjach płacowych pomiędzy pracodawcami i pracobiorcami. Jednocześnie od wielu lat postrzegania inflacji przez społeczeństwo coraz bardziej rozmija się z faktyczną inflacją. Ludzie reagowali śmiechem na stwierdzenie że ceny spadają, choć statystyki GUS wskazywały, że pomiędzy lipcem 2014 a październikiem 2016 występowała deflacja. Dlaczego?

Badanie przeprowadzone przez ekonomistów Grega Kaplana (z Uniwersytetu Chicagowskiego) oraz Sama Schulhofera-Wohla (z Fedu w Chicago) rzucają nowe światło na to zjawisko, przynajmniej w odniesieniu do USA. Urzędy statystyczne liczą średnią inflację przeciętnego gospodarstwa domowego, czyli takiego gospodarstwa, którego wydatki na poszczególne grupy produktów np. żywność, towary, usługi będą takie jak średnio w gospodarce. Oznacza to, że co miesiąc kupujemy jakiś niewielki odsetek pralek, komputerów, butów, żywności telewizorów itd. Naturalnie, takie przeciętne gospodarstwo domowe nie istnieje. Jak więc wygląda inflacja z perspektywy faktycznych gospodarstw domowych?

Po pierwsze inflacja postrzegana i może się różnić od publikowanej przez urzędy statystyczne jeśli różne gospodarstwa domowe kupują różne produkty. Biedniejsze gospodarstwa domowe przeznaczają relatywnie większą część swoich wydatków na żywność i użytkowanie mieszkania, a bogatsze gospodarstwa więcej dochodu przeznaczają na podróże, rozrywkę, itp. Tak zdefiniowane różnice w stopach inflacji poszczególnych gospodarstw domowych są niewielkie i nie wytłumaczą rozbieżności pomiędzy postrzeganą a rzeczywistą inflacją. Te porównania zakładają jednak, że jeśli już kupujemy żywność, to taką samą: gospodarstwa domowe mogą wydawać różny odsetek na sok pomarańczowy, ale jak kupują sok pomarańczowy to kupują po tej samej cenie i tą samą kompozycję różnych typów soków pomarańczowych (np. różnych marek). Jednak żywność żywności nierówna: Kowalscy odżywiają się żywnością nieprzetworzoną, kupują tylko świeże produkty (sok pomarańczowy tylko ze świeżych pomarańczy), natomiast Nowakowie odżywiają się głównie w restauracjach typu fast food, a jeżeli już coś gotują w domu to z półproduktów (sok z kartonu). Produkty, które kupują są inne, lecz sama różnica w poziomie cen nie musi oznaczać, że zmiana cen (czyli inflacja) się różni.

Kaplan z Schulhoferem-Wohlem mieli do dyspozycji 500 milionów transakcji dokonanych przez około 50 tysięcy gospodarstw domowych w latach 2004-13 z tzw. punktów sprzedaży detalicznej (czyli pokrywających ok 30% wydatków gospodarstw domowych). Nikt jeszcze nie robił podobnego badania na tak dokładnych danych, jakkolwiek ich analiza pomija koszty energii, mieszkania czy edukację. Co z ich badania wynika? Po pierwsze, zmiany inflacji na poziomie gospodarstwa domowego wynikają głównie z innych czynników niż zmiany oficjalnego wskaźnika inflacji.  Stopy zmian dla biednych gospodarstw domowych, klasy średniej oraz najbogatszych gospodarstw różnią się znacząco: skumulowana inflacja dla gospodarstw domowych malała wraz z dochodem w tym okresie. Dla gospodarstwo domowych z dochodem poniżej 20.000 dolarów zmiana cen wyniosła 33%, a w przypadku gospodarstw domowych z dochodem powyżej 100.000 dolarów: 25%.

Tylko niewielka część tego zróżnicowania (ok. 7%) wynika z faktu, że udziały poszczególnych grup produktów różnią się między sobą. Aż dwie trzecie tego zróżnicowania jest efektem różnic w cenach płaconych przez gospodarstwa domowe za te same dobra. Żeby lepiej zilustrować skalę zjawiska podam kilka danych o zróżnicowaniu inflacji pomiędzy gospodarstwami domowymi. Różnica pomiędzy 25tym a 75tym percentylem inflacji (różnica między inflacją dla gospodarstwa domowego, które doświadcza inflacji wyższej niż 75% populacji a gospodarstwem domowym które doświadcza inflacji wyższej niż 25%) wyniosła ok. 7 punków procentowych. Różnica pomiędzy 10tym a 90tym percentylem wyniosła około 15 punków procentowych. Najniższa inflacja w obserwowanym okresie wyniosła -43% a najwyższa 102%. W tym czasie statystyczna inflacji wynosiła poniżej 2% rocznie, czyli ok. 15% za cały okres badania. Skąd tak duża rozpiętość? Ceny z punktów sprzedaży uwzględniają faktycznie poniesione koszty, czyli m.in. uwzględniający chwilowe promocje, zniżki i odgrywające w USA ogromną rolę kupony zniżkowe. Okres badania obejmował także lata globalnego kryzysu finansowego, gdy wiele firm znacząco dostosowało politykę cenową do doświadczonych recesją portfeli amerykańskich konsumentów.

Wyniki te mogą pomóc zrozumieć dlaczego komunikacja banków centralnych z konsumentami jest utrudniona. Jak pokazują badania Caroli Binder (z Haverford College) amerykański Fed ma problem z komunikacją z gospodarstwami domowymi. O ile banki centralne mają spore sukcesy w zakotwiczeniu oczekiwań inflacyjnych instytucji finansowych, to w przypadku gospodarstw domowych to zupełnie nie wychodzi. Gospodarstwa domowe najczęściej są słabo poinformowane o polityce banku centralnego i oficjalnej inflacji (raportowanej przez urzędy statystyczne). Wspomniane wcześniej badanie podaje możliwe wyjaśnienie tego zjawiska. Jeżeli moja prywatna inflacja bardzo różni się od inflacji podawanej przez urzędy statystyczne to nie ma potrzeby żebym się nią bardzo interesował. 

Być może więc rację mają ci wszyscy, którzy pomijają oficjalny wskaźnik inflacji i w większym stopniu opierając się na swoich obserwacjach. Naturalnie, ma to swoje ograniczenia: w większym stopniu zauważamy zmiany cen produktów kupowanych często (np. chleb czy mleko) a w mniejszym stopniu zwracamy uwagę na produkty kupowane rzadko np. ubrania czy sprzęt RTV-AGD. Tymczasem te drugie stanowią istotny udział wydatków w naszych koszykach. Tyle,  że ten efekt „pamięci podręcznej” (zwany po angielsku availability bias) to temat na inny felieton.

Tags: 
Tłoczone z danych