Od interesu do miłości
Małżeństwa na dobre rozgościły się na ekonomicznych salonach. Wraz z mocą komputerów i jakością danych rośnie przekonanie, że aby rzetelnie analizować procesy gospodarcze, trzeba uwzględnić interakcje zachodzące wewnątrz gospodarstwa domowego, czyli najczęściej między małżonkami właśnie. Analizując małżeństwa, nie sposób pominąć faktu, że jest ich coraz mniej. Ekonomia proponuje kilka sposobów wyjaśnienia tego trendu.
W duchu teorii małżeńskości Beckera racjonalizować małżeństwo należy poprzez komplementarność umiejętności małżonków. Tradycyjnie, mężczyźni zajmowali się zarabianiem pieniędzy a kobiety domem. Dziś skale taj komplementarność jest znacznie mniejsza.
Po pierwsze, małżeństwo kobietom się dzisiaj znacznie mniej opłaca. Wraz ze spadkiem luki płacowej z zawarcie małżeństwa dla kobiet są mniejsze, bo uśrednione wynagrodzenie potencjalnego męża i potencjalnej żony nie odbiega już tak bardzo od tego, co zarabia jako singielka. Co więcej, skoro singielka jest sobie w stanie pozwolić na dostatnie życie, to ze ślubem może poczekać i być bardziej wybredna w stosunku do potencjalnych absztyfikantów. Jose Victor Rios-Rull (University of Pennsylvania) sformalizował tę intuicję modelem ilościowym i pokazał, że wzrost relatywnego wynagrodzenia kobiet może wytłumaczyć prawie 90% wzrostu liczby singielek obserwowanego od lat 70tych. Nie możemy też zapomnieć, o rosnącym zwrocie z aktywność na rynku pracy. Nezih Guner (CEMFI) i współautorzy pokazali, że skoro wypadnięcie z rynku pracy jest bardziej kosztowne to optymalnym zachowaniem kobiet będzie przesunięcie w czasie decyzji o macierzyństwie i małżeństwie.
Po drugie, małżeństwo mężczyznom też się mniej opłaca. Coraz więcej „domowych” produktów i usług dostarcza rynek. Jeremy Greenwood (University of Pennsylvania) i Guner pokazali, że urynkowienie dóbr tradycyjnie wytwarzanych w ramach gospodarstwa domowego, czytaj pranie gotowanie, ale też opieka nad dziećmi, tłumaczy znaczącą część wzrostu liczby rozwodów, spadku liczby małżeństw i wzrostu aktywności zawodowej zamężnych kobiet, która miała miejsce w drugiej połowie XX wieku. Urynkowienie produkcji domowej obok spadku liczy małżeństw doprowadziło do ich większej wybiórczości: kapitał ludzki małżonków jest coraz bardziej podobny a spadek małżeństw mocniej dotyka osób o niskiej edukacji.
Po trzecie, w niestabilnym świecie mało kogo stać na luksus małżeństwa. Kristen Harknett (University of California, San Francisco) i współautorzy pokazali, że im mniej stabilną pracę wykonuje dana a osoba, tym mniejsze ma szanse na ślubny kobierzec. Jakość wykonywanej pracy tłumaczy znaczną część zróżnicowania szansy na małżeństwo wśród ludzi z różną edukacją.
Po czwarte, gdzie ci mężczyźni... Zbyt często odpowiedź brzmi: za kratkami. Ten kanał jest szczególnie istotny w USA, gdzie w ciągu ostatnich czterdziestu lat obserwowaliśmy niemal czterokrotny wzrost odsetka więźniów. Problem jest jeszcze większy wśród Afroamerykanów. Jeżeli popatrzymy na 100 losowo wybranych białych kobiet w wieku 25-54 to 83 z nich ma lub miało męża. Wśród czarnoskórych kobiet jedynie 56 z nich było kiedykolwiek w związku małżeńskim. Różnica to aż 27 punktów procentowych. Jak pokazuje Guner, blisko połowę tej luki można wytłumaczyć gorszą sytuacją zawodową Afroamerykanów i większym prawdopodobieństwem, że trafią oni za kratki.
Po piąte, opiekuńcze państwo zastępuje małżeństwo. Każdemu z nas może przydarzyć się drastyczna obniżka wynagrodzenia, każdy z nas może zostać zwolniony. W sytuacjach kryzysowych rodzina gwarantowała bezpieczeństwo. Ale ze wzrostem znaczenia rządowych transferów państwo zastępuje bliskich. Tym samym korzyści ze sformalizowania związku i deklaracji, że w zdrowiu, chorobie i aż do śmierci – spadają. Sprawdził to Luigi Pistaferri (Uniwersytet Stanforda), analizując konsekwencje redukcji skali pomocy rządowej w USA – wskutek reformy trwałość małżeństw wzrosła.
Po szóste prezerwatywa pozwala na „wypróbowane związku”. Już 30 lat temu Becker argumentował, że skoro najlepszym sposobem na poznanie kogoś jest spędzanie razem czasu, to nic tak nie poprawi efektywności rynku małżeńskiego, jak konkubinaty. Jest tu mały haczyk. Żeby poprawa miała miejsce, musi istnieć opcja niekosztowego wycofania się z nietrafionego związku, innymi słowy tania i skuteczna antykoncepcja. W latach 60-tych jakość prezerwatyw uległa znaczącej poprawie czyniąc je jednym z najbardziej skutecznych form antykoncepcji. W podobny okresie na aptecznych pułkach pojawiła się pigułka, przesuwając kontrole w ręce kobiet. Ten postęp w zakresie antykoncepcji uwzględnił Guner – okazuje się, że dodanie prezerwatyw oraz pigułek do modelu makroekonomicznego pozwala lepiej odwzorować wyższy wiek zawierania małżeństw oraz większą aktywność seksualną singli.
W miarę jak ubywa ekonomicznych powodów do ślubów, coraz częściej stoją za takim wyborem uczucia. Więc choć samych małżeństw mamy coraz mniej, to może chociaż coraz więcej spośród nich jest po prostu z miłości.
Dziennik Gazeta Prawna, 14 lutego, 2020